logo leba logo księstwa łeby logo lot leba

 leba leba  leba  leba   leba
Z życia mieszkańców Łeby


Historie Łebian

Modelarz bez kolekcji, czyli anegdota o świętym Piotrze

     W 1971 roku brał udział w akcji ratowniczej, kiedy to duński statek "West Star" zatonął niedaleko latarni Stilo. Były też inne, pomniejsze akcje, ale w Stacji Polskiego Ratownictwa Okrętowego w Łebie przepracował Ryszard Cenckiewicz tylko cztery lata i na tym jego zawodowe związki z morzem się skończyły. Trwają natomiast nieprzerwanie od kilkudziesięciu już lat , związki modelarskie. Zaczął od zestawu radzieckich barek desantowych, które skleił w wieku dziesięciu lat. Model amerykańskiego szkunera "Bell of Oregon" wykonał ostatnio. Pomiędzy nimi było prawie 2 tysiące innych modeli, najprostszych i tych najbardziej skomplikowanych. Najwięcej żaglowców, które sobie upodobał, najmniej - okrętów wojennych, których nie lubi.      W czasie służby wojskowej czasowo i niejako "z musu" zajął się też samolotami. Służył w lotnictwie, a każdy z kolegów, przełożonych i dowódców chciał mieć model samolotu MiG 21, będącego na uzbrojeniu ich pułku i wtedy nowoczesnego. Jasne, że z tego też powodu nigdzie nie publikowano schematów MiG 21, ale dla modelarza i jednocześnie mechanika uzbrojenia codziennie pracującego przy tej maszynie nie było problemu, by swoją jednostkę "doposażyć" w dodatkowe 30 "migów". Ponieważ wśród modelarzy były wtedy modne F-104 — "latające trumny", wykonał też kilka modeli tego samolotu, kilka modeli "latającej krowy", czyli IŁ 28, kilka SU-7. Kleił samoloty i z tego powodu, że koledzy zastępowali go czasami na służbie, a przełożeni częściej niż innych wysyłali na urlopy i przepustki.      Po wojsku trafił do Domu Kultury w Gdyni, gdzie zdobył uprawnienia IV klasy i jako najlepszy z klubu skierowany został na kurs, który dał mu uprawnienia instruktora modelarstwa okrętowego III klasy. Przeniósł się do Łeby, usiłował założyć klub w miejscowej szkole, ale nie było pieniędzy, materiałów. Troszeczkę kleił ze swoimi kolegami — Arkiem Papwickim i Jerzym Gębką. Kleili prywatnie, klub nie powstał, a R. Cenckiewicz wyjechał na kilka lat do Częstochowy. Podjął tam pracę w LOK, gdzie podniósł kwalifikacje, zdobywając uprawnienia instruktora II klasy, a po publikacjach w "Modelarzu", "Planach Modelarskich", opracowaniach zbiorowych i owocnej działalności klubowej najwyższy stopień instruktorskiej kariery — I klasę (w Polsce ma ją około sześćdziesięciu osób). Równolegle przebiegała kariera zawodniczą, zresztą bez osiągnięć sportowych zdobywanie kolejnych etapów instruktorskich byłoby niemożliwe.
     Do największych sukcesów zawodniczych zalicza się zloty medal na Mistrzostwach Państw Socjalistycznych w Bukareszcie w 1980 roku. Otrzymał go za krążownik bandery francuskiej "Dunkierka" wykonany w skali 1:400. Rok 1981 byt szczególnie udany. Wiosną, ponownie w Bukareszcie, ale tym razem na Mistrzostwach Europy, otrzymał srebrny medal za model polskiego holownika "Halny", a jesienią, na Mistrzostwach Świata w Jablonecu nad Odrą — brązowy medal za bliźniaka "Halnego", model holownika ratowniczego "Monsun", na którym swego czasu pływał i który do dziś stoi w łebskim porcie, gotowy do niesienia pomocy na morzu. Model "Monsuna", sterowany radiem, miał dwa silniki elektryczne i wykonywał 18 czynności.
— Drabinkę zejściową dla nurków zamontowaną miałem na stałe, a powinna być przenośna, sędziowie się tego dopatrzyli i w ten sposób przegrałem srebrny medal z zawodnikiem z Niemiec, który także zaprezentował "Monsuna", ale z poprawnie wykonana drabinką — wspomina z żalem.
     Brązowy medal za "Monsuna" w 1982 roku, w Pińczowie, na Mistrzostwach Polski modeli sterowanych radiem. W następnym roku na Międzynarodowych Mistrzostwach Czechosłowacji wywalczył srebro za znany z telewizyjnych filmów popularnonaukowych statek "Calipso" francuskiego badacza Jaquesa Cousteau.
     Miał kilka wystaw indywidualnych w Gdyni i Częstochowie. Może się także poszczycić sukcesami swoich uczniów. Wyszkolił dwóch mistrzów, dwóch wicemistrzów i trzech brązowych medalistów Mistrzostw Polski juniorów. Na kilka lat choroba przerwała jego działalność instruktorską i zawodniczą, ale nie modelarską w ogóle.
     Po powrocie do Łeby wznowił działalność instruktorską. Od stycznia tego roku prowadzi w Miejskim Domu Kultury sekcję modelarską "Korab". Nosi się teraz z zamiarem zbudowania jednego z "czarnych" kutrów rybackich, jakich kilka kotwiczy w portowym kanale. Wykonany w skali 1:25, miałby około 130 centymetrów długości, napęd elektryczny, ale na silnik, akumulatory oraz aparaturę radiowego sterowania znaleźć by trzeba co najmniej 3 miliony złotych, a MDK na to nie stać. Liczy na sponsora. Może miejscowi rybacy...
     Budowa tego modelu mogłaby być powrotem do kariery zawodniczej, i to powrotem udanym, bo miniatur takich kutrów jeszcze nie wystawiano.
     Najszybciej, bo w cztery godziny, wykonał model chińskiej dżonki, lecz aż półtora roku zajęło mu przygotowanie "Monsuna". Przeciętnie nad modelem pracuje dwa miesiące. Na pytanie, dlaczego wystawia do konkursów holowniki, inne okręty specjalistyczne, wojenne, a nie żaglówce, zwłaszcza klipery i szkunery, choć jak wielokrotnie podkreślał, lubi je najbardziej — szczerze odpowiada, iż jest w Polsce z dziesięciu lepszych od niego modelarzy i w tej kategorii nie miałby dużych szans na zwycięstwo.
     Modele wykonuje z metalu, drewna, papieru, żywicy, kiedyś nawet zrobił amerykański szkuner z... kości wołowych. Ciął kość na "deseczki", szlifował i sklejał.
     Poza dwoma tysiącami modeli morskich, ponad pięćdziesięcioma samolotami wykonał też kilka samochodów wojennych, 300 makiet kościółka w Bierutowicach dla Cepelii. Śniły mi się te kościoły po nocach! — wspomina. Było też kilkanaście chat kaszubskich i żuławskich.
— W mojej prywatnej kolekcji właściwie już nic nie pozostało. Są za to modele u przyjaciół, znajomych... W Łebie ma ich najwięcej Stasiu Cibulla, można je oglądać w prowadzonym przez niego barze "Koga". Dużo modeli trafiło do Trójmiasta, za granicę. Model galeonu Zygmunta Augusta "Smok" znajduje się w domu Polskim w Chicago.
     Cena zależy od pracochłonności wykonania, może się wahać od kilkuset tysięcy złotych do piętnastu milionów. Lepiej sprzedawać za granicą, bo za model, który w Polsce chcą mi zapłacić 5 milionów złotych, przykładowo w Niemczech oferują 3-4 tysiące marek, no, ale to już musiałaby być naprawdę dobra robota — mówi Cenckiewicz.
     Kiedy zapytałem, czym jest dla niego modelarstwo, odpowiedział dowcipem:
— Do nieba trafia człowiek, który kilkakrotnie pytany przez świętego Piotra, za każdym razem oświadcza, iż za życia nie popełnił żadnego grzechu. Kiedy w końcu święty Piotr daje się przekonać i pyta, jaką za to chce nagrodę, ten oświadcza, że dwie żony. — Dlaczego? — dziwi się Niebieski Klucznik. — Dlatego, że jestem modelarzem okrętowym. Pierwszej żonie powiem, że jestem u drugiej, drugiej, że u pierwszej, a sam usiądę sobie w kącie i spokojnie będę kleił okręciki.

Materiały zaczerpnięte z artykułu : Glos Pomorza numer 267 z 1993 roku Autor : Wiesław Baniak

Copyright © 2003 leba.biz
Strona korzysta w niektórych częściach z plików cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce lub zrezygnować z przeglądania strony.
Regulamin, cookies i polityka prywatności …