logo leba logo księstwa łeby logo lot leba

 leba leba  leba  leba   leba
Wyrzutnia rakiet


Łeba dokopała się do własnej tożsamości pod pod warstwą piachu

     Ekipa archeologów właśnie natrafiła w Łebie na ślady legendarnego Zasypanego Miasta, opuszczonego przez mieszkańców w XVI wieku. Poszukiwania sfinansowane były z miejskiego budżetu
     To jest Stara Łeba - mówi z uśmiechem Marek Glegoła, prezes Towarzystwa Historii Łeby pod Patronatem św. Mikołaja, wskazując na odkopany przez archeologów fragment ceglanej kościelnej posadzki. - W miejscu, w którym stoimy, była prawdopodobnie nawa kościoła. Niżej, pod posadzką, widok robi się makabryczny. Z piaszczystej ściany wykopu wystają liczne fragmenty ludzkich kości, czaszki, miednice. To znaczy, że pod kościelną podłogą było miejsce dziesiątków, jeśli nie setek pochówków mieszkańców Starej Łeby, zwanej przez niektórych nadbałtyckimi Pompejami.
     - Wcześniej opowieści o zasypanym mieście traktowano jak bajkę. Teraz wreszcie z całkowitą pewnością wiemy, że była to prawda. Właśnie patrzymy na historię sprzed ponad 500 lat! - tłumaczy z entuzjazmem Marek Glegoła.      W lesie rozciągającym się na wschód od ulicy Turystycznej, obok fragmentu muru, określanego do tej pory oficjalnie przez urząd konserwatora zabytków jako " ruiny tzw. kościoła " , przez całe lato pracowała profesjonalna firma archeologiczna pod kierownictwem Patryka Muntowskiego. Dwa metry pod warstwą piasku ekipa archeologów odkryła fragmenty miasta, które wskutek kataklizmu zniknęło w jedną dramatyczną noc 11 stycznia 1558 roku. Musiało upłynąć aż 457 lat, żeby Łeba, finansując z miejskiego budżetu prace archeologiczne, zechciała odkopać własną historię. Maria Konkol, dyrektor Biblioteki Miejskiej w Łebie, wyjaśnia, że mieszkańcami kierował przymus szukania tożsamości. I choć obecni mieszkańcy Łeby prawdopodobnie nie są związani genetycznie z osobami pochowanymi pod posadzką kościoła św. Mikołaja, potrzeba odkrycia tożsamości związanej z miejscem jest nadal silna. Archeolog Patryk Muntowski: - Niby jesteśmy na uboczu, z dala od centrum miasta, ale praktycznie rzadko pracowaliśmy w samotności. Nie było dnia, by nie towarzyszyli nam widzowie. Czasem turyści, ale głównie mieszkańcy Łeby. W piątkowy poranek przez ogrodzenie spogląda na wykop czteroosobowa rodzina. Marek Nowak przyprowadził żonę i dwie córki.
     - Mąż od momentu rozpoczęcia prac przychodził tu codziennie - śmieje się pani Elżbieta, nauczycielka z Łeby. - No, może nie codziennie, ale ze trzy razy w tygodniu - poprawia żonę Marek Nowak. - Tak jak wielu mieszkańców, zainteresowałem się historią Łeby dzięki wykładom profesora Szultki i jego publikacjom. Z wykształcenia jestem technikiem mechanikiem, ale to nie wyklucza innych pasji. Zresztą historia towarzyszy mi na co dzień. Na swoim podwórku przy ulicy Wysockiego wykopałem gotyckie cegły, pochodzące sprzed setek lat. I nie wykluczam, że to właśnie tam mógł stać dwór Weiherów.      Pierwsza pisemna wzmianka o rybackiej kaszubskiej osadzie Łebie, znajdującej się pod władaniem książąt pomorskich, pochodzi z 1282 roku. Miasto, nazwane Lebamunde (Łeboujście), zostało założone w 1357 roku przez Krzyżaków

Dzień, w którym wtargnęły fale

     Dziś można sobie tylko wyobrazić, jak w XV wieku wyglądała Stara Łeba, usytuowana na lewym brzegu rzeki, nad samym brzegiem Bałtyku. Przez założone na prawie lubeckim miasto, w którym żyło 300-400 osób, prawdopodobnie biegła tylko jedna duża ulica. Wznosił się przy niej gotycki kościół pod wezwaniem św. Mikołaja, wybudowany w 1362 roku. Źródła historyczne mówią jeszcze o szpitalu św. Ducha. Nie znamy jednak jego położenia. Podobnie do końca nie wiadomo, gdzie się mieściła posiadłość rycerskiej rodziny Weiherów, zwana zamkiem, i przeniesiona po 1497 roku do niedalekiego Nowęcina (Neuhof)- Weiherowie postanowili wyprowadzić się z Łeby po jednym z wielu pustoszących miasto sztormów.
     W "Szkicach historycznych o dawnej Łebie " prof. dr hab. Zygmunt Szultka wylicza kolejne dramatyczne nawałnice z lat 1396,1439,1449, H67,1497, niszczące budynki, ulice, zabierające dobytek. Po wyprowadzce Weiherów pozostali mieszkańcy, na przekór naturze, trwali na swojej ziemi. Dopiero po dramatycznej niedzieli 11 stycznia 1558 roku, gdy kilkumetrowe fale wtargnęły do miasta, niszcząc wszystko, co się znalazło na ich drodze, a drobny piasek pokrył grubą warstwą każdy metr powierzchni, łebianie zdecydowali się opuścić domostwa. Tamtej nocy koryto rzeki Łeby przesunęło się o 1,5 km na wschód.
     Nowa Łeba powstała dalej od morza, na drugim brzegu rzeki. Z kościoła św. Mikołaja zabrano figurkę świętej Barbary, przenosząc ją do nowej świątyni, dziś pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Mijały wieki i stare miasto pochłonęły ruchome wydmy, z których na początku XX wieku wyłaniał się jedynie fragment gotyckiego muru.
     Przed n wojną światową (lata 1934-1937) niemieccy archeolodzy około 300 metrów na południe od czerwonego muru odkopali fundamenty kilku domów, natrafiając na ślady ulicy zakończonej mostem. Znaleźli przedmioty codziennego użytku, cztery monety z XVI wieku oraz halabardy. Potem prace przerwano.
     Dziesięć lat później, po włączeniu Łeby do Polski, niewielu wiedziało o przedwojennych badaniach. W mieście pozostało zaledwie dwa procent starych łebian. Nowi mieszkańcy, przybyli z Kaszub, Kresów, centralnej Polski po zakończeniu II wojny światowej, przynieśli ze sobą własne historie.

Piraci z Bałtyku i potencjalny skarb

     A jednak pamięć o Zasypanym Mieście jakimś cudem przetrwała.
     - Jako dziecko słuchałam opowieści o Starej Łebie - mówi Maria Konkol (urodzona w Łebie, ojciec przyjechał z podwejherowskiego Strzepcza, mama z Lubelskiego). - To moja obsesja, towarzysząca mi od wielu lat. Poznałam legendę o dzwonach z kościoła Świętego Mikołaja, które próbowano przewieźć przez rzekę do nowego miasta. Niestety, nadciągnął sztorm, który przewrócił łódź.
     Dzwony zatonęły, ale do dziś przestrzegają mieszkańców przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Są tacy, którzy słyszą ich dźwięk, kiedy nadciąga sztorm lub miastu grozi cofka, gdy północno-wschodnie wiatry wpychają morską wodę do kanału portowego.
     W krążących do dziś legendach pojawiają się też piraci, którzy uciekli w 1361 roku z Gotlandii, wypędzeni przez duńskiego króla Waldemara Atterdaga. Źródła historyczne podają, że znaleźli oni schronienie u ujścia Łeby i Łupawy.
     Rozbojem parali się również lokalni możnowładcy, którzy - dla odkupienia win zapewne - część zysków przeznaczali na kościół pod wezwaniem świętego Mikołaja, będącego patronem podróżnych. Źródłem dochodów rabusiów były przepływające w pobliżu Łeby statki.
     - Zgodnie z obowiązującym przed wiekami prawem nadbrzeżnym, wyrzucone przez morze przedmioty i statki mogły stać się własnością właściciela brzegu lub ich znalazców. Dlatego na brzegu rozpalano fałszywe światła, by sprowokować rozbicie statku, łupiono jednostki i mordowano załogi - mówi Wojciech Ronowski z Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. Wyrzucone przez morze towary czy resztki statków stawały się często przyczyną zatargów. Znane są np. spory między księciem szczecińskim Bogusławem X a kupcami gdańskimi i szwedzkimi.
     Tyle historia, a teraz czas na domysły. Jeśli mieszkali tu ludzie zajmujący się piractwem, to może zachowały się jakieś skarby. Wyobraźnia zaczyna pracować.

Zapiszą, że za naszych czasów padł mur

     - Widzi pani, jak to wygląda? - Marek Glegoła, który jest także odpowiedzialny za inwestycje miejskie w Urzędzie Miasta, wskazuje na średniowieczny fragment muru podparły drewnianymi słupami. - To, że jeszcze nie upadł, jest cudem. Od 10 lat walczyłem, by wreszcie przeprowadzić badania potwierdzające, że mamy do czynienia z ostatnim śladem po kościele Świętego Mikołaja. I że trzeba profesjonalnie to miejsce zabezpieczyć. Jeśli byśmy tego zaniechali, to w historii Łeby mógł pozostać jedynie zapis, że to za naszych czasów mur upadł.
     Argumentacja była skuteczna. Radni liczącej niespełna 4 tyś. mieszkańców Łeby zgodzili się, by z miejskiej kasy wydać 35 tyś. zł na archeologiczne badania sondażowe. Przygotowania trwały ponad rok, trzeba było m.in. zdobyć zgodę Urzędu Morskiego, właściciela terenu, na którym stoi gotycki mur. Prace na obszarze o powierzchni około 5O metrów kw. rozpoczęto latem.
     - Mieliśmy ogromną nadzieję, że pozwoli to nie tylko na ustalenie funkcji zachowanego muru, ale także na datowanie obiektu - mówi Marek Glegoła. - A to byłaby szansa na zdobycie pieniędzy na dalsze prace zmierzające do odkrycia miasta leżącego pod wydmami. I na jego ekspozycję w formie parku kulturowego.
     Dopiero po zebraniu sprzętem mechanicznym ponad metrowej warstwy piasku udało się dotrzeć do pierwszych śladów tzw. warstwy kulturowej. Zamontowana w miejscu wykopalisk kamera śledziła każdy ruch archeologów i zainteresowanych ich działaniami widzów.
     Prace zakończono w ostatnich dniach września. Dr Anna Longa, archeolog, mówi, że wyniki badań są bardzo interesujące. - Bezsprzecznie dowodzą, że w tym miejscu nie stoi już " ruina tzw. kościoła ", ale fragment pierwszej świątyni Starej Łeby. I że wokół rozpościerało się Zasypane Miasto - mówi dr Longa.
     - Odkryliśmy wiele dachówek i narożnik kościoła, co pozwala na jego usytuowanie i - wylicza Patryk Muntowski. - Natrafiliśmy też na trzy nowożytne pochówki, dokonane już po zakończeniu funkcjonowania świątyni. Są to groby dzieci - niemowlęcia, trzylatka i dziewięcioletniego chłopca, któremu - nie wiadomo dlaczego - ktoś przed zasypaniem mogiły położył na brzuchu cegłę. Pod zachowaną podłogą kościoła natrafiono na " pochówek na pochówku ". Wśród złożonych szczątków znajdował się m.in. szkielet dorosłego mężczyzny, którego ciało wrzucono do grobu twarzą w dół. Niewykluczone, że ów mężczyzna był ofiarą zbrodni albo też jego ciało zostało wykopane przez rabusiów grobów, a potem zepchnięte do dołu. W wykopie znaleziono również dziewięć monet (srebrnych i brązowych) pochodzących sprzed pięciu wieków.
     - Zgodnie z wcześniejszą umową monety trafią do muzeum w Lęborku - wyjaśnia Marek Glegoła. - Mamy nadzieję, że po powstaniu muzeum morskiego w Łebie eksponaty wrócą do naszego miasta.
     Nie ustalono jeszcze, co się stanie się ze szczątkami wydobytymi spod kościoła. Niewykluczone, że zostaną one pochowane przy kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Nowej Łebie.

Zasypać i znów odkopać

     W miniony piątek, 2 października, Krystyna Mazurkiewicz-Palacz, kierująca słupską delegaturą Wojewódzkiego Urzędu Konserwatora Zabytków, dokonała odbioru konserwatorskiego prac archeologicznych.
     - Po zakończeniu procedury obiekt zostanie wpisany do rejestru zabytków - zadeklarowała Krystyna Mazurkiewicz-Palacz. - W wytycznych znajdzie się między innymi ustabilizowanie muru. Tuż po odbiorze wykop sondażowy został zasypany.
     Dr Anna Longa: - Nie było innej możliwości zabezpieczenia wykopaliska przed zniszczeniem. Mogła zaszkodzić przyroda, mógł i człowiek. Obecnie nawet poszukiwacz z wykrywaczem nie ma szans na wykrycie czegokolwiek, nie mówiąc już, o dokopaniu się bez specjalistycznego sprzętu na tak dużą głębokość.
     Zresztą kamera - jak podkreśla Marek Glegoła - nadal śledzi otoczony siatką teren wokół kościelnego muru.
     I co dalej? - Lokalna grupa działania stworzy strategię, program pozwalający na zdobycie pieniędzy na jego realizację - mówi Marek Glegoła. - Zabezpieczymy mur i wystąpimy do wielu instytucji o dotacje na dalsze badania archeologiczne. Odkopiemy Zasypane Miasto i zabezpieczymy je. Proszę popatrzeć na teren wokół pozostałości kościoła Świętego Mikołaja. Otaczające go wzgórza nadają mu naturalny kształt amfiteatru. Wykorzystamy je do budowy widowni, będziemy tam organizować imprezy w stylu światło i dźwięk. Pokażemy, że Łeba to nie tylko pokoje dla letników.
     Maria Konkol: - Łeba jest miastem ekstremalnym. Tu łatwiej o twórców, o ludzi z pomysłami, zdeterminowanych do działania. Być może wpływa na to klimat. Doktor Kazimierz Rabski w swojej pracy na temat łebskiego klimatu stwierdza, że należy on - dzięki prędkościom wiatru i zmienności warunków pogodowych - do najbardziej bodźcowych na terenie Europy Środkowej. Badania naukowe dowodzą, że taki klimat w istotny sposób stymuluje osobowość człowieka. Ten sam klimat przed setkami lat zmusił dawnych mieszkańców Łeby do opuszczenia swoich domów i założenia nowego grodu. Dziś stymuluje ich następców do odkrywania Zasypanego Miasta i zarazem własnej tożsamości.

Materiały zaczerpnięte z artykułu : Polska Dziennik Bałtycki piątek 9 października 2015 Dorota Abramowicz dorota.abramowicz@polskapress.pl Współpraca: Marek Adamkowicz

Copyright © 2003 leba.biz
Strona korzysta w niektórych częściach z plików cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce lub zrezygnować z przeglądania strony.
Regulamin, cookies i polityka prywatności …